null

Rzeczpospolita: ‘Rachunek za Warszawę’

Drukuj otwiera się w nowej karcie

Zdaniem osiemnastu ekspertów z zespołu powołanego przez prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego, straty stolicy spowodowane działaniami wojennymi szacowane zaraz po wojnie na 15,8 mld ówczesnych złotych, były w rzeczywistości dużo wyższe

Zdaniem osiemnastu ekspertów z zespołu powołanego przez prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego, straty stolicy spowodowane działaniami wojennymi szacowane zaraz po wojnie na 15,8 mld ówczesnych złotych, były w rzeczywistości dużo wyższe.

Trzy maszyny do szycia, cztery stoły krawieckie, dwadzieścia par nożyc... To tylko część majątku, który jeden z setek warszawskich krawców utracił w wyniku wojny i okupacji niemieckiej. Inny z rzemieślników wymienia z kolei, jako szczególnie cenne, gilotyny i nożyce do cięcia blachy.

Ponad 60 tys. kwestionariuszy zawierających podobne zestawienia złożyli w latach 1945 - 1946 mieszkańcy Warszawy w biurach samorządowych. Odnalazł je w archiwum w Grodzisku Mazowieckim doradca prezydenta Kaczyńskiego i członek zespołu ustalającego straty Józef Menes. Główną pozycją w formularzach, które miały służyć jako podstawa wniosków o odszkodowania - sprawie tej nigdy nie nadano biegu - są nieruchomości, ale także urządzenia i sprzęt zakładów usługowych i przemysłowych, narzędzia służące do wykonywania zawodu, meble, dzieła sztuki i biżuteria.

- Oceniamy, że te zgłoszenia to nie więcej niż 25 proc. rzeczywiście poniesionych przez warszawiaków strat - wyjaśnia Józef Menes. - Ale wiemy, ile było mieszkań w Warszawie, z ilu izb się składały i jakie było ich standardowe wyposażenie. Pracujemy nad ustaleniem ich dawnej wartości.

Po wojnie wyliczono, że w wyniku działań wojennych, okupacji i planowego niszczenia miasta Warszawa i jej mieszkańcy utracili łącznie dobra wartości 15,8 mld zł. Można przyjąć, po przeliczeniu (według przedwojennego kursu złotówki do dolara, przy uwzględnieniu ok. 13-krotnego spadku jego siły nabywczej), że daje to dzisiaj sumę ok. 39 mld dolarów.

Największa kwota w tym bilansie ma szczególnie tragiczną wymowę. Powojenni urzędnicy warszawskiego ratusza zdecydowali się wycenić straty niematerialne, w tym biologiczne, czyli śmierć setek tysięcy mieszkańców stolicy, a także ich rany i utratę zdrowia. Były one warte, według wydziału strat wojennych, 10 mld USD, przy czym kwota ta nie obejmowała zagłady ludności żydowskiej. Gdyby pieniądze te przeznaczyć tylko na odszkodowania za śmierć, wypada po 25 - 30 tys. dolarów za każdego ("nieżydowskiego") mieszkańca Warszawy, który utracił życie w czasie wojny.

Zniszczenie "substancji mieszkaniowej" w Warszawie wyniosło, według powojennych rachunków, przeliczonych na dzisiejszy kurs - 5,4 mld dolarów, budynków gospodarczych na 5,2 mld, przemysłu na 6,2 mld, handlu na 3,9 mld. Mieszkańcy stolicy stracili ponadto mienie ruchome wartości 7,2 mld "dzisiejszych" dolarów. Straty w należącej do miasta infrastrukturze - zniszczenie gazowni, elektrowni i sieci energetycznych, wodociągów, taboru i sieci tramwajowej, budynków samorządowych - oceniono na 1,6 mld.

Miasto podzielone na 41 kwartałów
Dane powojenne przyjęto jako punkt odniesienia dla dzisiejszych ustaleń. Kończą się właśnie prace nad wyceną szkód w nieruchomościach. Wyznaczono 41 reprezentatywnych dla danego rejonu miasta kwartałów, średnio po ok. 100 posesji w każdym. Zostały one szczegółowo zbadane w terenie, a wyniki oględzin porównuje się obecnie ze źródłami archiwalnymi.

- Ślady wojennych zniszczeń i pożarów są w wielu miejscach nadal doskonale widoczne - podkreśla koordynator programu dr Marek Barański, z zawodu konserwator zabytków, któremu przypadł kwartał obejmujący m.in zabudowę Marszałkowskiej.

Wyniki oględzin w terenie uzupełniane są analizą przedwojennych i powojennych (rosyjskich) zdjęć lotniczych. Straty okazują się większe, niż oceniano po wojnie. Tak np. początkowo zakładano, że stolica zostanie odbudowana na starych fundamentach. W rzeczywistości 75 proc. budynków powstało od podstaw, co oznacza, że Warszawa utraciła o jedną kondygnację więcej, niż sądzono. Dokumenty powojenne nie uwzględniają też utraty majątku państwowego, stanowiącego w stolicy znaczną wartość oraz mienia ruchomego ludności żydowskiej.

- Nie skupiamy się na samych murach. Miasto utraciło swą żywotność i energię gospodarczą m.in. dlatego, że podatki i inne "pożytki" przez ponad pięć lat zamiast służyć jego rozwojowi zasilały wojenną gospodarkę Rzeszy. Chcemy pokazać wiarygodny obraz strat i sprawdzone liczby - podkreśla dr Barański. - Jak efekty naszej pracy zostaną wykorzystane, to inna sprawa.

Zadecyduje o tym głównie ekspertyza prawna, która będzie gotowa w listopadzie, wraz z zakończeniem prac zespołu.

Warszawiacy i "wypędzeni"
Czy, zgodnie z intencjami prezydenta Kaczyńskiego i rady miasta, ustalenie strat wojennych Warszawy okaże się skutecznym działaniem "defensywnym" na wypadek fali roszczeń o odszkodowania za majątki pozostawione przez Niemców wysiedlonych z ziem zachodnich i północnych? Część ekspertów zapatruje się na to sceptycznie, m.in. dlatego, że Polska w 1953 r. zrzekła się jednostronnie reparacji wojennych od Niemiec. Ale są i inne głosy. Zdaniem Stefana Hambury, polskiego prawnika pracującego w Niemczech, autora ekspertyzy dla Sejmu, "wydaje się możliwe podniesienie roszczeń. Do nich będzie należało m.in prawo do odszkodowania za działania wykraczające poza klasyczne działania wojenne np. za zniszczenie Warszawy".

Ratusz warszawski (same nieruchomości miejskie stanowiły tylko 7 proc. dawnej zabudowy) deklaruje pomoc prawną dla mieszkańców miasta, którzy chcieliby starać się o odszkodowania. Może także wystąpić jako ich reprezentant. Rzecz w tym, czy sądy międzynarodowe przyjmą klasyczne rozwiązanie tej kwestii (nie dopuszcza się prywatnych, a tylko państwowe roszczenia z tytułu strat wojennych), czy też nowszą interpretację, według której zrzeczenie się reparacji w 1953 r. nie musi oznaczać zamknięcia drogi do starania się o zadośćuczynienie przez samych poszkodowanych. Według niej ówczesna deklaracja odnosiła się tylko do roszczeń ze strony państwa, a nie jego obywateli.
Grzegorz Łyś
Żródło: Rzeczpospolita